20 maj 2010

o wierzganiu.

    Podkulił nogi pod brodę, nożykiem otworzył kopertę.
Niepodobna, że tyle listów w życiu przeczytał,
a w dalszym ciągu niezmiernie bawiło go to wyjmowanie
żółtych już zwitków z koperty. Ta wszechwładna wiedza,
że dla kogoś jest przyjacielem i doradcą lub nawet
wyrocznią.
    "Mój drogi Tomaszu, czas mija nieubłaganie,
przyklejam się do spraw różnych, byle tylko. Gdybyś tu
był, może sprawy potoczyłyby się inaczej? Rozmówiłbyś
się ze mną wtedy kiedy było trzeba! Listownie rozumu mi
nie dodasz, a pamiętaj Tomaszu, że "kogo Bóg chce zgubić,
temu wpierw rozum odbiera". Pamiętaj, bo musisz
ocknąć się sam choć przez chwilę zanim podejmiesz tak
poważną decyzję. Uciułaj własne zdanie nim kobieta,
tak - ona, rozszarpie Cię na małe kawałki bełkotliwego
myślenia.
    Boże, jak boli, dręczy i męczy to ciągłe zagłuszanie.
I co mi pozostawia, prócz względnego spokoju od siebie
samego? Każdą myśl pilnuję jakby mogła mnie zabić
samym pojawieniem się. Wędruję potem od stołu pełnego
wyliczeń, wykresów, książek mądrych i mądrzejszych
do kuchni, a z kuchni znów do martwoty zamkniętej
w cyfrach. A jaka duma mnie przy tym rozpiera!
Przebieglejszy jestem od tych urojeń, od mrzonek
i deliriów. Tak, z zabijania siebie uczyniłem swój zawód.
Nobliści, politycy, wykształciuchy zrobili to samo, patrz
jak człowiek dobrze na tym wychodzi. 
      Planuję przyjazd mój od dawna, ale sam wiesz -
- fundusze. Niedługo skończę pracę na budowie u starego
Machrzeniaka, a wtedy z portfelem pełnym pieniędzy
wybiorę się do Ciebie, by uczcić Twój przyszły ślub.
Co jest do uczczenia w ślubie - nie wiem sam. Mam
nadzieję, że wyłożysz mi dogłębnie jak się sprawy mają,
żebym zrozumiał tak nagłą i zaskakująca decyzję. Marta 
Krążkiewicz wydała mi się bowiem osobą cichą, ułożoną,
ale nie nazbyt inteligentną. Ufam, że poznasz nas sobie
bliżej bym mógł zweryfikować osąd. 
   Słyszałeś o powstaniu rosyjskim? Interesuję się tą
sprawą ostatnio, (aż współlokatorzy podejrzewają
u mnie monomanię) ale Ty chyba wiesz co powoduje taką
ciekawość - Anna Roczkowiczówna. Jak sam mogłeś
zauważyć, była to urodzona rewolucjonistka, trochę
zbyt nagła i ciężka do ostudzenia, ale o dobrym sercu
pełnym naiwnych, acz wzniosłych idei. Ostatni list jaki
od niej dostałem zadatowany jest na styczeń tego roku,
więc rozumiesz już moje obawy. 
   Wnikliwie obserwowałem ją podczas naszego ostatniego
spotkania w Wilnie. Zauważyłeś rozstrojenie trapiące ją od
zeszłego roku, a dokładniej od śmierci Piotra? Jest to
niewątpliwie kobieta rozumna, ale nadto przybita i wystraszona
(choć z zewnątrz pełna brawury). Próbowałem zniwelować
ten nastrój wszelkimi sposobami. Sprawa bowiem nie
tyczyła się listownego przyjaciela, a rodzonego ojca. 
   Co powiesz na to? Czy śmierć warta jest łez?
Krzywdy? Wykrzywiającego usta bólu? Z pewnością
uznasz, że nie, toteż skąd bierze się moja męka, skoro jej
tematem nawet nie jest śmierć, a coś błachszego,
trywialnijszego ponad każdą miarę? Mądre rady, ach tak,
miłość jak grad z jasnego nieba i nic. Sentymenty, smęty
chwytają się mnie czasem wieczorami. Powiedz jednak,
dlaczego do tej pory nie zdołałem uświadomić sobie
co robi ze mną ta choroba? Gdybym umiał
przenikać się na wskroś! Gdybym posiadł tajemną
wiedzę magów! "Ale mam przeciwko tobie, żeś opuścił
twoją pierwszą miłość" - tak, studiuję ostatnio Pismo
Święte (nie wiem sam czy szukam odpowiedzi czy tam
pragnę ją zgubić). Apokalipsa. Rozjątrzam rany, tak, więc
pora kończyć. Sam możesz zauważyć, że o niczym innym
mówić nie umiem. Nie niepokój się jednak, melancholia
wieczorna to jedyny czas gdy myśli me wychodzą. Ach,
zwykłe zawracanie głowy! Nie więcej! Dochrapię się
jednak prawdy! Dowiem się, że nie było to warte złamanego
szeląga! Ba, dowiem się, że to nie ma znaczenia
żadniuteńkiego czy złamanego szeląga czy nie złamanego!
Zbrzydło mi to! Doszczętnie pochłonęła mnie praca, tylko
teraz na chwilę małą... Ale łaję się za to! Tak jest, nie inaczej!
    Przyjacielu, pamiętaj, że czekam na odpowiedź. Mam
nadzieję, że nadasz ją rychlej niż ostatnim razem.
Zawrzyj swój przyszły adres, żebym wiedział dokąd
udać się po przyjeździe. Oczekuj mnie w połowie czerwca. 
                                                 

                                                           Stanisław Sapierowicz

15 maj 2010

ancien regime

karmaniola, strój iście żebraczy
o nowy porządek (Boga,
o tak, tego drania usadowmy
między Aundrey Hepburn, Wojtyłą,
a Jackiem Sparrowem)
bastylią moją będzie rozum Twój pokrzywiony
od nadmiaru, tak, po prostu nadmiaru
owszem, żal przelewa mi się przez palce,
owszem, wyciągam przez sen (ba, jakby
tylko w omamach) rękę bladą, nocą,
nocą gdy mnie budzisz oczy skrzą się
mgłą, owszem.
w pozycji Marata piszę list do Ciebie,
układam włosy w pukle, wojna
na ulicy trwa,
historia nie rozlicza z marzeń,
a Bóg wyciągnął z kieszeni dwie
talie kart, Aundrey stoi już naga,
odkupuje fanty