25 cze 2010

o dniu przytulania - 24 VI

Godzina dwunasta, zegar kościelny tłukł jak szalony. Wyszłyśmy na Monte Cassino w dłoniach trzymając tekturę z napisem 'darmowe przytulanie'. Tyle szczerych uśmiechów, nie podszytych relacjami damsko-męskimi nie widziałam chyba nigdy. (No może jak byłam małą dziewczynką w ślicznych loczkach.)
Polacy to naród sztywny, zakompleksiony.  "Ja nie będę się przytulać, bo jestem za gruba!" - tego typu odpowiedzi niszczą miły nastrój ducha. Jeśli nawet ta osoba nie do końca wierzy w to co mówi, to i tak jej chorobliwe pragnienie zaprzeczeń  wskazuje na pewne zaburzenia w samopostrzeganiu.
Były też dzieci w tym wieku, w którym nic nie wolno. Nie wolno być trochę innym, rozluźnionym, kochającym świat, szalonym (a jeśli to tylko w ryzach danej społeczności), gdy ktoś łamie konwenanse, staje się 'wsiunem'; 'pedałem' i 'downem'. Na szczęście ten etap życia mam już dawno za sobą.
Trzecią nieprzyjazną grupą są niektóre babcie, mierzące nas od góry do dołu z wyrazem ćwiczonej przez lata zawziętości na twarzy. Jednak część kobiet w starszym wieku to bardzo miłe, ciepłe i radosne osoby kibicujące nam, zgadzające się z twierdzeniem, że 'trzeba to towarzystwo rozruszać'.
Najsłodsze oczywiście były małe dzieci, niczym nieskrępowane w przeciwieństwie do dorosłych. Młodzi mężczyźni oferowali nam wspólne piwo na plaży czy plażowanie w nadmorskich kurortach, wszyscy byli nastawieni pozytywnie, co akurat mnie nie dziwi. Podszedł do nas chłopiec, na oko 15 letni, przytulił się i 'raz-dwa-trzy' - kliknął nas efektem axe.
Były momenty chwytające za serce. Przechodziła para młodych zżulonych.
- Wybaczcie, że wam nic nie dam, ale ja sama zbieram. - powiedziała młoda żżulona.
- Ale my nie zbieramy, to darmowe przytulanie.
- Naprawdę? Mogę się przytulić? Tyle rzeczy już widziałam, a tego nie. Na Woodstocku tyle razy, a takiego czegoś nie widziałam. - młoda zżulona wpadła mi w ramiona.
Przejeżdżali też inwalidzi na wózkach inwalidzkich, wraz z opiekunami. Chorzy, starsi, upośledzeni umysłowo, apatyczni. Przytulić chciał się jeden, potem drugi, potem przybiegli z przodu ci o zdrowych nogach. Opiekunowie robili zdjęcia.

Jak to jest być atrakcją turystyczną Sopotu? Dziwnie, ale miło. Jak to jest wywoływać uśmiech? Wspaniale, ale najwspanialsze jest przekraczanie swoich własnych granic, swojego zamknięcia po zimie srogiej i długiej i to uparte docenianie każdego dnia.

o celebracji siebie.

Dużo pięknych, ciepłych dni ostatnio. Podniosłam się wraz z pierwszym, letnim słońcem. Zieleń, jakby od niechcenia, wtłoczyła się we mnie zmieniając postrzeganie. To dobrze, bo od grudnia ciężko mi było oddychać pełną piersią. Może krępowało mnie poczucie winy, może żal, że nie dostałam tego, na co podobno zasługiwałam, a może był to efekt uboczny kompleksów, niedoskonałości umysłu i ciała? W maju upadłam, zgubiłam gdzieś klasę i resztki dumy. Dziś nie potrzebuję tak wiele, nie odbijam się w innych ludziach, a w samej sobie. To największy krok jaki może zrobić człowiek - wyjść z pokoju luster. I czerpać pełnymi garściami, lecz nie hedonicznie, wystrzegając się ucieczek w miłość, wiarę, alkohol, naukę, narkotyki, działania społeczne. Nie w tym rzecz by nie kochać, nie pić, nie uczyć się i nie pomagać, ale by posiadać, by widzieć siebie w sobie, a nie w czynnościach eskapicznych. Za daleko się od "ja" nie ucieknie, banał, ale gdy samemu się to pojmie to ta trywialność zmienia się w mądrość największą.

Pora pamiętnikować życie. Nie oddawać tylko stanów duszy, ale też fakty, zdarzenia. To pomoże trzymać siebie w sobie, nie rozlewać się jak atrament na ubraniu, mieć się, ptaszka-uciekiniera w garści, jak Pan Bóg Świat przykazał.